Drukuj

Pielgrzymi już za Wisłą

Ewa Madejek + .

Niektórzy twierdzą, że nasza pielgrzymka to trzynaście niedziel pod rząd. Dlaczego? A dlatego, że co rano msza św., później proszony obiad i wreszcie dłuuuugi spacer. I coś w tym jest… Wczorajszy dzień nie należał do łatwych, ale do najdłuższych w kilometry na pewno. „Daleko jeszcze?”, pytali ci, którzy na pielgrzymce są po raz pierwszy. GSP i porządkowi grupowi cierpliwie odpowiadali, że jeszcze tylko zakręt w prawo i będzie nocleg. Ile takich zakrętów w prawo było, chyba nikt poza księdzem Dyrektorem Michałem i ks. Arturem z GSP, nikt nie wie.

O godz. 9:00 przed kościołem w Jadachach rozpoczęliśmy niedzielną Eucharystię. To najważniejszy i zarazem szczególny moment każdego pielgrzymkowego dnia. Przy ołtarzu gromadzi nas sam Jezus Chrystus, który pozwala nam przytulić się do siebie, mówi do nas i karmi nas Pokarmem na życie wieczne. Kościół w Jadachach to szczególne miejsce na trasie naszej pielgrzymki – były takie lata, że właśnie tu dla niektórych pielgrzymów, z chwilą zawarcia sakramentu małżeństwa, zaczynał się nowy etap ich życia. W tym roku, po raz kolejny niestety, nie było ślubu. I po raz kolejny, nad kościołem w Jadachach, nie krążył bocian. No cóż, może za rok coś się zmieni w tej kwestii…

Po mszy św., która pokrzepiła nasze serca, zjedliśmy pyszny obiad przygotowanych przez mieszkańców i wyruszyliśmy w dalszą drogę. Dzisiaj można nas było znaleźć na mapach w okolicach Chmielowa, Nagnajowa, Świniar, Długołęki. Po wczorajszym poligonie, dzisiejszym dzień był raczej spacerowy, chociaż był to blisko 30 – kilometrowy spacer.

Dzisiaj minęliśmy Wisłę, a po jej przekroczeniu poczuliśmy się jak w rajskich ogrodach. Dlaczego? Jeden etap wiódł nas między sadami owocowymi uginającymi się od pachnących słodkich owoców, które zdawały się przemawiać do nas słowami fraszki Jana Kochanowskiego Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie! Nie dójdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie. Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie. Z tą tylko różnicą, że to nie były lipy…

Każdego dnia doświadczamy niezwykłej obecności Boga, znajdujemy obok siebie brata lub siostrę, zawiązują się głębsze znajomości, przyjaźnie, a może i coś więcej…

Widać już pierwsze owoce naszego pielgrzymowania, co prawda na razie to tylko pąki, ale jesteśmy przekonani, że do Mamy Jasnogórskiej doniesiemy ich dorodny bukiet. I nie są to tylko pryszcze, bolące nogi, naderwane ścięgna, obolałe mięśnie, nadwyrężone stawy, ale to wszystko co zawiera się w haśle naszych tegorocznych rekolekcji w drodze – Błogosławieni Miłosierni.