Drukuj

Dziękowali i przepraszali

Ewa Madejek + .

Ostatni pełny dzień pielgrzymowania nie należał do uciążliwych. Wszystkim nam towarzyszy myśl, że już tak niewiele kilometrów do Mamy na kolana. Z modlitwą na ustach dotarliśmy do Apolonki na pierwszy odpoczynek. Z każdą chwilą, po porannym chłodzie, dzień robił się coraz cieplejszy. Na placu przy kościele w Janowie każda z grup miała okazję do tego, aby zaprezentować swoją piosenkę lub okrzyk. Trzeba przyznać, że prezentacja wypadła wspaniale. Wszystkie cztery grupy pokazały na co ich stać i jak zjednoczyła je wędrówka na Jasną Górę.

Po prezentacji grup przyszedł czas na ostatnią w takim gronie Mszę św. Podczas dzisiejszego dnia po raz pierwszy mogliśmy usłyszeć, że coś na tej pielgrzymce jest ostatnie. Wielu pątników jest bardzo zmęczonych - to jednak bardzo duży trud wędrowania. Ale w Janowie, kiedy razem modliliśmy się i śpiewali na chwałę Bogu i Jego Matce, to widać było jakby wszyscy nabrali jakiejś wielkiej mocy i siły. To było niezwykłe.

Po błogosławieństwie wyruszyliśmy w stronę Skowronowa. Tam, dzięki Tygodnikowi Katolickiemu „Niedziela” i mieszkańcom, mogliśmy pokrzepić nasze ciała. Była pyszna grochówka i wzmacniająca kawa.

Na naszej trasie do Częstochowy była dziś ostatnia górka – Przeprośna Górka przed Przymiłowicami. Po krótkim słowie ojca duchownego naszej pielgrzymki ks. Adama Dworzyckiego przy krzyżu w lesie, udaliśmy się na etap ciszy. Przy wyłączonym nagłośnieniu mogliśmy pomyśleć.

Gdzie się podziało tych dziesięć bądź dwanaście dni? Wydawało się, że to tyle czasu, tyle kilometrów, a tu już końcówka drogi. Gdyby nie hasło tegorocznego pielgrzymowania, powiedziałabym, że aż nie chce się wierzyć… Ale nam się chce. Mimo bąbli, bolących mięśni, obolałych nóg, naderwanych ścięgien, spalonych słońcem twarzy i ramion, z ogromną radością i zapałem powtarzamy: WIEM KOMU UWIERZYEM.

W drodze do Przymiłowic tradycyjnie towarzyszył nam deszcz. W ten symboliczny i dosłowny sposób zostaliśmy pokrzepieni i oczyszczeni, by na postoju przed Przymiłowicami móc do brata bądź siostry powiedzieć: przepraszam, dziękuję albo dobrze, że jesteś. Przeprosiliśmy brata i siostrę obok nas za to wszystko, co w ciągu ostatnich dziesięciu czy dwunastu dni nie było w porządku – co nie było radosnym wędrowaniem ramię w ramię z Jezusem i z drugim człowiekiem. Przeprosiliśmy symbolicznie, ale szczerze. No bo jak tu iść do naszej kochanej Mamy, kiedy jest się pogniewanym z rodzeństwem?

Dziś na noclegach gościmy w Turowie, Małusach Małych, Brzyszowie i Srocku.

Dziś też ostatni Apel Jasnogórski, tym razem każda grupa we własnym gronie. Będzie czas na szczególne podziękowania dla księży i poszczególnych służb – porządkowych, służby zdrowia, scholi, łączności, kwatermistrzów.

Jutro już ostatnia prosta. Już jutro zobaczymy wieżę Jasnej Góry i serca nasze zaczną szybciej bić…